niedziela, 16 marca 2014

Pierwszy

O rany….

O Boże….

Fantastycznie!

Te i inne epitety dało się słyszeć z balkonu potężnego, czterogwiazdkowego hotelu w Hurghadzie. Młoda blondynka siedziała na plastikowym krześle, sączyła zimny sok pomarańczowy i rozglądała się na około, chłonąc widoki.
- Widać, że nigdy nie byłaś za granicą – mruknęła brunetka, stając przy futrynie balkonowych drzwi i wytknęła przyjaciółce język. Widoki faktycznie były wspaniałe, ale przyjechały do hotelu dwie godziny temu a owa nienasycona Egipskim krajobrazem blondynka o imieniu Katrin, nie tknęła nawet torby aby się rozpakować.
- Byłam w Czechach. Chyba się liczy, nie?  - uniosła lekko nogę by kopnąć koleżankę, jednak ta odsunęła się i tym samym uniknęła ciosu z jej strony. Wzięła szklankę z ręki blondynki i przyłożyła ją do ust, aby upić z niej parę łyków zimnego soku, który tak przyjemnie chłodził. Co prawda, stopni było niecałe 30, a obie miały już wilgotne od potu czoła. Od recepcjonisty usłyszały, że najwięcej ile może być w ciągu dwóch tygodni to około 40 stopni Celsjusza. Katrin słysząc to, mało nie zsunęła się na podłogę, na szczęście chwyciła się wtedy blatu i tylko lekko pobladła.
- Nie liczy się – skrzyżowała ręce na piersiach i przeniosła wzrok na roztaczający się przed nią widok. Słońce powoli udawało się w stronę gdzie w końcu spokojnie będzie mogło zajść, większość turystów zbierała już swoje ręczniki z leżaków, ale kilka z nich zostało jeszcze w dużym basenie, znajdującym się przy samym wejściu do hotelu. Jako, że ich pokój znajdował się na pierwszym piętrze niemal od razu usłyszały donośny śmiech kilku mężczyzn z dołu. Katrin podniosła się z miejsca i oparła o barierkę, jakby miała zaraz przez nią wyskoczyć a Edith chwyciła ją za rękę, jakby faktycznie chciała to zrobić.
- O Matko, w końcu jacyś przystojni mężczyźni – zapiszczała na widok grupki tak samo ubranych mężczyzn, którzy taszczyli ze sobą wielkie walizki. Brunetka zerknęła na nich tylko przelotnie, bardziej interesując się przyjaciółką, która gotowa była skakać przez balkon na spotkanie z nimi. Katrin widząc, że brunetka nie podziela jej entuzjazmu, wychyliła się jeszcze bardziej i pomachała do bruneta, który szedł z przodu.
- Witajcie chłopcy! Życzymy wam miłego wyjazdu! – krzyknęła po niemiecku, machając jak oszalała swoją dłonią. Brunetka stojąca obok zaśmiała się i schowała twarz w dłoniach, jednocześnie ciesząc się, że owi ‘chłopcy’ pewnie nie rozumieją niemieckiego. Jakież było zdziwienie obu dziewczyn kiedy z dołu rozległ się krzyk – Dzięki, my wam też! – wypowiedziany z pięknym i czystym niemieckim akcentem.
***
Podróż minęła drużynie spokojnie i dość szybko. Prawie każdy z nich był niewyspany i uciął sobie krótką drzemkę w samolocie. Niechętnie wstali z wygodnych samolotowych foteli i ruszyli do wyjścia. W korytarzu prowadzącym do hali lotniska niemal od razu uderzyła ich fala gorącego powietrza.
- Łoo. Nie mogę się doczekać opalania – brunet o imieniu Andreas zupełnie nie przejął się tym, niezbyt przyjemnym incydentem i dziarsko sunął przez korytarz, ignorując się kolegów którzy wlekli się z tyłu. Z kolei drugiemu Andreasowi zrobiło się nieco słabo. Właściwie, kiedy jego nozdrza po raz pierwszy spotkała fala gorącego powietrza, przeklinał w myślach pomysł przyjazdu do tego kraju. Rozejrzał się po twarzach kolegów, którzy uśmiechali się i cały czas żartowali. Tylko on, gdyby mógł, siarczyście przeklął by sobie, ale już nie pod nosem , tylko tak aby całe lotnisko go słyszało, łącznie z pilotami startujących samolotów. Egipt od samego początku zbierał u blondyna same minusy. Kiedy wszyscy odebrali już swoje bagaże, trener pokierował całą grupę skoczków do wyjścia, gdzie czekał już specjalnie podstawiony autobus. Wellinger widząc napis, że pojazd jest klimatyzowany odetchnął głęboko, gdyż w ciągu dwudziestu minut, które spędził na lotnisku, już czuł, że upał go wykańcza. Droga minęła im bardzo szybko, gdyż wszyscy żartowali i śmiali się, nie mogąc doczekać się chwili kiedy ujrzą swój hotel.
- Mam nadzieje, że znajdą się tam jakieś fajne panie… - brunet o imieniu Richard, nachylił się w stronę siedzącego obok niego Wanka i zacierał dłonie, jakby już nie mógł się doczekać.  Andreas spojrzał na kolegę i uśmiechnął się do niego znacząco, po czym uniósł otwartą dłoń, chcąc przybić tak zwaną piątkę. Blondyn oparł czoło o szybę a ręce skrzyżował na piersiach, czując jak dopada go fala znużenia i zmęczenia jednocześnie. Przymknął oczy i w kilka sekund zasnął jak kamień.
***
Obudziło go silne potrząsanie, pod wpływem którego uderzył kilka razy czołem w szybę. Zerwał się niemal od razu na równe nogi i już miał zaserwować prawy podbródkowy komuś, kto śmiał go obudzić, ale widząc przed sobą Marinusa od razu opuścił rękę.
- Spoko, stary, opanuj się! Dojechaliśmy już. Żadne krzyki Cię nie budziły, nawet piski Wanka, więc ktoś musiał Cię obudzić - Kraus uśmiechał się do blondyna, jednocześnie unosząc w górę dłonie w geście obrony, jakby faktycznie miał zaraz oberwać. Andreas nie odezwał się słowem, tylko poklepał kumpla po ramieniu i wyminął go bez słowa. Przeczesał swoje włosy dłońmi i przeciągle ziewnął po czym szybko zbiegł po schodkach w autobusie, czego niemal od razu pożałował, gdyż jego nos znowu spotkał się z uderzeniem gorącego egipskiego powietrza. Ruszył w stronę bagaży, przy których zgromadziła się cała kadra i wesoło gawędziła ze sobą, jednocześnie poszukując swoich walizek. Blondyn ruszył w ich stronę i siląc się na uśmiec, stanął miedzy trenerem a Freitagiem. Niemal od razu dojrzał swoją torbę, którą w mig pochwycił i ruszył w stronę hotelu.
- Indywidualista, a Tobie się coś nie pomyliło? Za dużo słońca? - usłyszał krzyk Wanka a po chwili jego śmiech. Odwrócił się niechętnie i równie niechętnie uśmiechnął się w jego stronę, nieco zwalniając swój krok. Po chwili cała kadra dołączyła do niego i wszyscy ruszyli w stronę dużych oszklonych drzwi nad którymi złocił się napis z nazwą hotelu. Jako, że zakres jego wzroku chłonął tylko to co przed nim i za nim, dopiero po chwili usłyszał a właściwie dojrzał dziewczynę siedzącą na balkonie, na pierwszym piętrze. Właściwie, to najpierw usłyszał jej pozdrowienie i cień nieudawanego uśmiechu pojawił się na jego twarzy. Już otwierał buzie aby jej odpowiedzieć, ale uprzedził go Richard a głos ugrzązł mu w gardle kiedy ujrzał drugą dziewczynę, która śmiała się chowając twarz w dłoniach. Ale kiedy już wzięła je z twarzy, zatrzymał się w miejscu i chłonął widok brązowych oczu, które sprawiły, że Egipt właśnie złapał u niego swojego pierwszego plusa.
_________________
Ojoj. Zupełnie beznadziejna końcówka, ale zupełnie nie miałam na to pomysłu. W ogóle to fajnie, żę dwa miesiące zajęło mi pisanie rozdziału. Ale,ale,ale! Teraz wszystko pójdzie szybciej. Zapraszam do czytania, komentowania, dodawania do linków, jestem otwarta na wszystko!

niedziela, 26 stycznia 2014

Prolog.

Dwie bluzy na wypadek chłodnych  wieczorów?
Są.

Szary sweter?
Jest.

Podkoszulki z krótkim rękawkiem?
Są.

Bluzki na ramiączkach?
Również.

Strój kąpielowy?
Jest…są. Eee, po co mi tego tyle? – odparłam, unosząc w palcach górę od czerwonego stroju oraz dół od stroju w biało czarne paski, a w walizce dojrzeć można było jeszcze bikini w szarą panterkę. A pod nim brązowe. Pokręciłam głową z dezaprobatą, gdyż chyba za bardzo poniosła mnie fantazja przy pakowaniu się. Mama zawsze radziła, aby robić sobie listę najpotrzebniejszych rzeczy a potem je pakować. Nie pochwalała natomiast, wyjmowania kupy ubrań z szafy i wrzucenia ich do walizki – tak jak robiłam to ja. Z bólem serca wyjęłam z walizki brązowe bikini i wrzuciłam je z powrotem do szuflady z bielizną. W tym samym momencie dobiegł mnie odgłos przychodzącej wiadomości na facebooku.

Nie chce tam jechać…’ – brzmiała wiadomość od Katriny.

W tym samym czasie obok okienka z czatem pojawiło się drugie a w nim wiadomość od Adama.

Nie chcę abyś tam jechała…

Zaśmiałam się cicho.  Zmówili się jakoś czy coś? To, że Katrina nie chcę jechać wiedziałam od dwóch tygodni, gdyż tyle musiałam słuchać narzekania w stylu – ale tam będzie za gorąco, jestem blondynką a oni porywają blondynki a potem sprzedają je za stado wielbłądów. Czujesz to, wracać do Monachium z wielbłądami?! Zaśmiałam się gdyż znowu w tym samym momencie niemalże w głowie słyszałam ton głosu przyjaciółki, którą mówiła mi to parę tygodniu temu. Gdy byłyśmy w biurze podróży, jakoś nie miała większych obiekcji. Przytyła i na pewno nie chcę się przyznać.

Proszę Cię! Będzie fajnie, obiecuję :* Nie oddam Cię za żadne skarby…tzn. wielbłądy’ 
– wcisnęłam enter i jednocześnie przeniosłam wzrok na wiadomość od Adama, a właściwie na zdjęcie które się obok niej wyświetliło. Adam to mój narzeczony. Tak, dziwna sprawa, bo kto normalny przyjmuje oświadczyny w wieku niespełna 21 lat. Najwyraźniej jestem nienormalna. Historia jak z amerykańskiego filmu – ja, zwykła dziewczyna a on, niesamowicie dobrze zbudowany bokser, z aspiracjami na zrobienie wielkiej kariery.  A jednak, historia skończyła się tak jak w amerykańskich filmach gdyż już w drugim semestrze pierwszej klasy liceum byliśmy parą. I to tak dobrze dobraną i szczęśliwą, że na mym palcu od kilkunastu miesięcy lśnił pierścionek z małym diamentem. Spojrzałam na niego odruchowo i poruszyłam palcami, tak, że małe oczko z pierścionku mieniło się w świetle słońca.

Nie będzie mi tam dobrze bez Ciebie. Ale wytrzymaj. Obiecuję, że na następny rok pojedziemy na wakacje razem – i nie ma mowy o żadnym turnieju bokserskim w tym czasie! Całuję :*

Enter. Zamknęłam laptopa i przeniosłam wzrok na rozwaloną walizkę. Nie zastanawiając się długo ruszyłam w stronę szuflady z bielizną i wyjęłam z niej brązowe bikini po czym śmiejąc się, wrzuciłam je do walizki. A kto mi zabroni? 
 _________________________________________________________________________________

- Staaaary. Czujesz to, widzisz to? Słońce, lekki wiatr od morza i tysiące lasek. Opalonych, szczupłych, czasami pijanych lasek. Raj na ziemi – emocjonował się brunet siedzący na przednim siedzeniu dużego busa. Reszta mężczyzn z tyłu kwitowała jego słowa albo okrzykami radości albo jakimiś żartami, w każdym razie każdy z nich był zadowolony wizją spędzenia dwóch tygodni w Egipcie. Oczywiście, pierwotne założenie było takie, że jadą tam zregenerować siły i trenować do nowego sezonu. Ale jakoś w tym momencie każdy z nich odpychał w myślach tą wizję, aby móc rozkoszować się tym co ich czeka. Każdy z nich a właściwie prawie. Na jednym z siedzeń młody blondyn ze skrzyżowanymi ramionami wpatrywał się w szybę i tylko co jakiś czas niechętnie się uśmiechał słysząc żarty kolegów z kadry. Tak naprawdę nie chciał tam jechać. Nigdy nie przepadał za takimi miejscowościami w których temperatury w cieniu dochodzą do 40 stopni a w słońcu człowiek długo nie wytrzyma, bo zacznie ścinać mu się białko. Nawet te dziewczyny go nie przekonywały. Miał dużo ambicji i planów na przyszły sezon. Chciał być najlepszy, być sercem  i jednocześnie liderem drużyny oraz poprowadzić ich do zwycięstwa na igrzyskach. Zdawał sobie sprawę, że jeszcze kilka miesięcy temu nie traktowano go serio. Niespełna dziewiętnastolatek z głową w chmurach i zbyt wygórowanymi aspiracjami. Jednak zamknął wszystkim usta kiedy udało mu się wskoczyć do Pucharu Świata i nieźle tam namieszać, jednocześnie pokazując Austriakom czy Norwegom, że pomimo wieku i słodkiej twarz mogą nazywać go swoją konkurencją. W tym sezonie miał zamiar być jeszcze lepszy, bo dobrze wiedział, że nie pokazał jeszcze wszystkiego. Miał nadzieje, że temperatury nie będą tak drastycznie wysokie jak to sobie wyobrażał.
- Ej Młody, a Ty co taki niezadowolony? Wolałbyś do Dubaju? – brunet o ciemnych oczach szturchnął go łokciem między żebra na co blondyn nieco się zgiął i niemal natomiast uderzył pięścią w ramię kumpla.

- Boje się jeżowców, wiesz? – odparł z śmiertelnie poważną miną a cały bus wybuchnął śmiechem. Blondyn sam uśmiechnął się pod nosem chociaż tak naprawdę jeżowce trochę napawały go paniką. Ale przecież nikt nie musi o tym wiedzieć.

***
O mamo, a jednak. Mam nadzieje, że wena nie opuści. Mam nadzieje, że za tydzień pojawi się pierwszy rozdział. Pozdrawiam i mam nadzieję, że się podoba!

Bohaterowie.

ONA - Edith Neumann

' If I told you boy, come and run away with me
Now would you throw it all away from me ? '


ON - Andreas Wellinger

' I need to know that, need to know that
You'd be strong enough to believe in us? '